Ciekawi Cię jak jest w armii? Zobacz komiksy z ćwiczeń rezerwy.
Zaprezentowane poniżej obrazki to zbiór narysowanych na nowo szkiców z marginesów zeszytów wykładowych, odtworzonych z pamięci obrazków ponaklejanych na szafkach na kompanii i ilustracje wspomnieniowe z czasów mojej przymusowej służby wojskowej w 2000 i 2001 roku. Część obrazków to skany zeszytu, w którym rysowałem wspomnienie każdego dnia na unitarce.
Technika: długopis i tusz na papierze lub Procreate na iPad Pro.
A jakby kto pytał, to autor jest satyrykiem i strasznym kłamcą.
Łuska kaliber 280 mm z okrętu „Schleswig-Holstein” znajdowała się w sali uzbrojenia w Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki w Olsztynie. Obok łuski, na parapecie okna, stała mydelniczka z rozmoczonym mydłem. A kolejne pokolenia szwejów zakładały się o to kto będzie odważny i wsadzi tam łeb. A potem delikwenci po obaleniu na ziemie przez „kochanych kolegów” wymagali pomocy instruktora/wykładowcy/dowódcy w uwolnieniu się z pułapki, co udawało się dopiero po panicznych gonitwach w poszukiwaniu mydła. Po latach wydano rozkaz, żeby mydło było tam już na stale. Zamiast okna i mydelniczki narysowałem miskę, żeby lepiej było widać.
Trabant (odpalanie trabanta) – miażdżenie jąder butem przy równoczesnym ciągnięciu za nogi. Nazwa od odgłosu wydawanego przez delikwenta.
Kręcenie wora – miażdżenie jąder ręką. Popularna rozrywka poborowych, szczególnie w czasie nudnych zajęć lub apeli. Tzn. gdy oficer nie patrzy łapiesz kolegę za torbę i mówisz „Podaj dalej.”
Poniżej skany zeszytu, w którym rysowałem wspomnienie każdego dnia w czasie przymusowej służby wojskowej na unitarce w Olsztynie. Na górze większości obrazków są daty.
To się kiedyś wszystko przerysuje na czysto…
CSUiE – Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki – wojskowe centrum szkoleniowe kształcące specjalistów służby uzbrojenia. Szkoła powstała w 1949 roku w Bartoszycach jako Oficerska Szkoła Uzbrojenia, a w 1957 roku została przeniesiona do Olsztyna. Przez 53 lata funkcjonowania przeszła kilka zmian nazw i reorganizacji. Zlikwidowana w 2002 roku.
Unitarka (szkolenie unitarne) – podstawowe początkowe szkolenie wojskowe nowo wcielonych żołnierzy (rekrutów) oraz kandydatów na studia wojskowe. W czasach obowiązkowej służby wojskowej trwała kilka tygodni, izolowała żołnierzy od świata (brak przepustek) i dawała wycisk.
Lewa strona góra: Cały pluton był szczepiony jedną dużą strzykawką, ale igłę pani zmieniała (i to po każdej osobie, a nie tylko jak się stępiła).
Prawa strona u góry: Podoficer zawodowy przy biurku w trakcie wypłacania żołdu wrzeszczy do stojących przed kancelarią szeregowych, że któremuś wydał o jedna stówę za dużo. I teraz albo się zrzucają i mu dają tę stówę, albo on zamyka kasę, bo musi zrobić „rozliczenie manka”. Do przysięgi jako poborowi nie mieliśmy prawa opuszczać jednostki, więc byliśmy praktycznie skazani na łaskę kadry. I trzeba było nazbierać dla chorążego na kilka kolejnych flaszek…
Prawa strona na dole: Oczywiście wszelkie obostrzenia nie dotyczyły życia religijnego, więc w niedzielę wojsko mogło wyjść do kościoła, żeby zaopatrzyć się w alkohol i pornografię.
Lewa strona na środku: Pocisk pistoletowy 9 mm był w gablotce, jako pamiątka po podoficerze, który popisywał się ładowaniem 7,62 mm kbk AKMS nabojem pistoletowym, przykładaniem lufy do głowy i naciskaniem spustu. Aż któregoś dnia niewłaściwie zadziałał suwadłem, nabój nie wpadł dość głęboko do komory nabojowej, iglica zbiła spłonkę, łuska się rozdęła, a ciśnienie przepchnęło miękki pistoletowy pocisk 9 mm przez 7,62 mm lufę. I sierżant bez połowy głowy trafił do galerii.
W sali artyleryjskiej była też łuska 280 mm z armaty pancernika „Schlezwik-Holstein”, a obok mydelniczka z namoczonym mydłem do wyciągania z łuski kolejnych pokoleń kretynów, którzy sprawdzali czy się głowa zmieści do tej łuski.
„Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa. Książkę tę dostałem od cioci (do przeczytania i oddania) w dniu wyjazdu do wojska. Była to jej ulubiona książka i dostałem egzemplarz przez nią mocno już sczytany i pokreślony (co dla mnie bardzo podnosiło wartość tej książki). Jej mroczno-humorystyczny i surrealistyczny klimat wspaniale pasował do mojej nowej rzeczywistości. A niektóre sformułowania (np. „nie ma dokumentu, więc nie ma i człowieka”) wprost tłumaczyły mi jak rozumieć ten obcy i pełen absurdów świat.
Lewa strona: Koszarowy korytarz miał karbowane płytki ułożone tak, żeby rowki były w poprzek kierunku przebiegu korytarza. To uniemożliwia zwyczajne zamiatanie wzdłuż. I nie jest to żaden rodzimy wynalazek: rok ostatniego remontu koszar 1943 (było to porządnie oznakowane w różnych zakamarkach). Piaskowanie miało na celu usuniecie zaschniętego błota, jedzenia i smarów z tych rowków. Gazety były rozkładane, żeby osoby wchodzące z zewnątrz nie zostawiały śladów na mokrej podłodze.
Prawa strona: Na hasło wejścia do stołówki cała kompania (120 osób bez kaprali) musiała zniknąć w drzwiach. Tylko, że podoficer zaganiający z zewnątrz nie miał żadnej łączności z tym otwierającym stołówkę na piętrze, a w korytarzu nie było miejsca na 120 chłopa. Więc trzeba było się zmieścić na zakręcie schodów. Dodatkową zabawę gwarantowali kaprale, którzy wbijali się w tę masę od tyłu wrzeszcząc „Przejście!”, aby wyegzekwować od szeregowych gwarantowaną hierarchią możliwość przedostania się do paśniczka bez dotykania osób z niższej kasty (szeregowców).
Lewa strona: Brodzik w umywalni.
Prawa strona: Telefon do dziewczyny. Na całym terenie jednostki w Olsztynie panował przygnębiający zarośnięty krzakami syf. Nakładał się na to jeszcze remont z głębokimi wykopami, które „dziadki” z Z-etki regularnie wykorzystywały do gnębienua „kotów”.

por. rez. Maciej Dziadyk
Żołnierz rezerwy pasywnej bez zawodowej przeszłości w armii. Zna wojsko z perspektywy dawnego poborowego (pobór jesień 2000), a obecnie nadal wzywanego regularnie na ćwiczenia rezerwisty.
W cywilu zajmuje się m.in. grafiką komputerową.
Strona z portfolio: maciejdziadyk.pl